wtorek, 28 listopada 2017

,

spóźniłam się kwadrans
nie zdążyłam ci powiedzieć
kim ja jestem
nie widziałeś co noszę pod skórą
i jaki mam drżący głos kiedy się boję
nie wiesz


piątek, 24 listopada 2017

5 i ost / do ciebie

przepraszam
że gadam tak że nic nie rozumiesz
tym razem się będę tłumaczyć
boję się
tak
i to jest moja wymówka od niedopowiedzeń
bałam się przyznać
że chciałabym być szczęśliwa
i nie chcę zostać niczyja aż do śmierci
bałam się przyznać że jestem szalona
i że miłość robi ze mnie kalekę
nie znamy się, nie dałam ci się poznać,
wydaje ci się, że wiesz
otóż nie.
na prawdę nie poznaliśmy się nigdy
nie pokazałam ci starych zdjęć ani wierszy
nie otwarłam się, nie wiesz kogo miałeś obok


może kiedyś zobaczysz mnie czekającą w deszczu na tramwaj
pewnie w torebce będę mieć zeszyt z kwiatkami na okładce
w nim kilkadziesiąt nieudanych prób popełnienia wiersza
każda próba zawiera chociaż jedną ofiarę,
często taką w stanie ciekłym o smaku słonym

może popatrzysz tylko z daleka i odejdziesz na inny przystanek
a może specjalnie zmienisz drogę do domu żeby popatrzeć
na ten kawałek nieszczęścia
z wierszami i strachem w oczach

4/ do siebie

gdybym wcześniej wiedziała że to ocean bez dna
to nie podchodziłabym z takim entuzjazmem
do tego cichego strumyczka
nie zanurzałabym stóp w tej srebrnej wodzie

i już mnie nie ma, wystarczyła chwila
i brak umiejętności bo nikt mnie nie uczył pływać
nie utop się mowili
i tyle

o co chodzi z topieniem
dlaczego mam tego nie robić?
postanowiłam się przekonać i umówiłam się z tobą
od początku wiedziałam
 to nie mogło skończyć się dobrze
bo kto przynosi kwiaty nie znając odbiorcy



3 /do niej

dziękuję ci, że przyszłaś, że go znalazłaś 
i że postanowiłaś go zabrać 
dzięki tobie wiem że byłam szczęśliwa
 i że tegoroczny czerwiec był piękny 
przypomniałaś mi momenty kiedy się śmiałam 
i kiedy w żołądku czułam spokój

dziękuję że jesteś mądra
i że w jego typie 
że też lubisz dostać kwiatkiem 
ale nie ucz go palić

powbijały mi się drzazgi kiedy budowałam dla was tratwę
ale jest skończona i nawet możliwe, że nie utonie
wsiadajcie, proszę 
odepchnę was od brzegu i płyńcie

może kiedyś zobaczysz ląd po drugiej stronie oceanu 
na którym nie ma śniegu i ciągle kwitnie wiosna 
będzie na horyzoncie, a między wami ocean drogi
ale tratwa którą zrobiłam nadal będzie silna aby ją pokonać

odpłyńcie i zostawcie mnie samą
nie chcę zapłaty za tratwę ani lekarza
właściwie to ja powinnam wam jeszcze dopłacić 
dam wam jedzenie na drogę
żebyście się nie udusili z głodu 

jestem głodna odkąd wyszedłeś
naiwnie czekam 

2

nie mogę napisać żadnego wiersza
nie powstanie tutaj nawet żadna proza
nie da się po prostu przyporządkować żadnych słów
chcąc opisać ten obłęd
między uszami wybrzmiewa cisza
najgłośniej od kilkunastu lat


.

W dorożce
- Jeżeli to prawda, 
że w przyrodzie nic z niczego nie powstaje 
i nic nie ginie bez śladu
to ja się, qrwa, uprzejmie pytam
co się stało z naszą miłością?!
gdzie ona teraz jest?!

Jarosław Borszewicz – Pomroki

1

odeszłam, może i.
ale księżyc nie zniknie z dnia na dzień
będzie ci zaglądał w okno
będzie cię raził w oczy
i obudzi cię ze snu
popatrzysz na niego i zobaczysz mnie
i nie będziesz mógł uciec


poniedziałek, 13 listopada 2017

wyjdę

jak już nawet wiersz nie chce wyjść
to chyba ja wyjdę. z siebie
ty wyjdziesz na spacer, z nią
a ona potem wyjdzie. za ciebie.

sobota, 11 listopada 2017

piątek, 10 listopada 2017

może mogę

a może
będzie już tylko lepiej (nie gorzej)

pomoże
klejenie tych słów
nieudolne

wyleję
na papier litery żeby
udowodnić sobie
że mogę

że coś mogę

czwartek, 2 listopada 2017

noc

i nagle wracasz znikąd. już zdążyłam cie pożegnać, nawet spakowałam twoje zielniki, nawet wyrzuciłam po tobie śmieci, już nawet przyszła pocztówka od ciebie z ciepłych krajów, już nawet minęły święta i lato bez ciebie, kilkakrotnie. kilkakrotnie już była zima, a ja zamarzłam i odtajałam. i nagle wracasz do mnie z bukietem konwalii. świeżych konwalii w listopadzie. najpierw przykładasz mi je do policzka, blisko nosa, żebym mogła troszeczkę poczuć ten zapach. a potem wkładasz mi je za kołniezyk mojej koszuli w kwiaty. kładę dłonie przed sobą, na stoliku, między moim, a twoim piwem karmelowym. patrzysz na chude palce, wahasz się, ale trwa to tylko sekundę. palce te przykrywasz swoją miękką dłonią, wzrok unosisz i krótko trzymasz go na moich ustach, kiedy te wykrzywiają się w zdziwieniu, a trwa to moment. kolejne ćwierć sekundy to moje szarpnięcie i schowanie ręki pod stołem, bo przeraziło mnie to pana odważne osiągnięcie jakim jest dotknięcie mojej dłoni.
nie możesz się przeciez powstrzymać. patrzę przed siebie twardo skupiona na tym, żeby ie odwzajemnić przypadkiem twojego wzroku, który od 10 sekund chamsko ląduje na moich piegach zz boku twarzy. widzę to, a ty to wiesz. uśmiechasz się bezczelnie, bawi cię to. idę wyprostowana nadal. jednak spuszczam głowę i przyjmuje pozę niewiniątka. zauważam, e idziemy równym tempem. uśmiecham się na to. tym samym wzniecam pożar w twoich oczach, wybuchasz rozbawiony tym, że udało ci się wyłudzić uśmiech. masz.

to był prawdopodobnie jeden z najładniejszych zachodów słońca jakie widziałeś, może nawet szkoda, że oglądałeś go beze mnie. ale czy na pewno? a może w tym samym momencie, gdzieś daleko, ja siedzę w oknie i obserwuję to samo i wpadam w zdumienie, że już tyle zachodów słońca widziałam, a każdy z nich jest równie pierwszy.

może tylko ręce jej się trochę trzęsły

.

 bez tego ciastka w witrynie byłabym niekompletna kocham na ciebie patrzeć zatrudniłam szpiega rosyjskiego żeby się dowiedzieć o czym piszes...